środa, 26 sierpnia 2009

Fragment książki "Zmierzch".

Fragment książki "Zmierzch"

Autor: Stephenie Meyer

- Nie ma sprawy - rzuciłam swobodnie, chcąc rozładować atmosferę.Podciągnęłam koszulkę pod brodę. - Zakaz eksponowania szyi. Zachichotał; podziałało.- Nie, nie musisz, wierz mi, ważniejszy był element zaskoczenia.Podniósłpowoli rękę i ostrożnie przyłożył mi dłoń do szyi. Siedziałam zupełnienieruchomo. Nieludzki chłód skóry Edwarda powinien mnie odstraszać, alenie odczuwałam lęku, kłębiło się za to we mnie wiele innych emocji.- Sama widzisz. Wszystko w porządku.Żałowałam, że nie potrafię kontrolować swojego oszalałego tętna. Z pewnością niepotrzebnie Edwarda drażniło.-Tak słodko się rumienisz - zamruczał, oswobadzając delikatnie swojądrugą rękę, po czym pogłaskawszy mnie wpierw po policzku, ujął mojątwarz w dłonie.- Nie ruszaj się - poprosił szeptem, jakbym nie była już jak sparaliżowana.Powoli,cały czas patrząc mi prosto w oczy, pochylił się do przodu. Przezchwilę opierał się lodowatym policzkiem o wgłębienie pod moim gardłem,a ja, wsłuchana w jego wyrównany oddech, obserwowałam iskierkisłonecznego światła igrające w bujnej, miedzianej czuprynie.Najbardziej ludzkie były w nim właśnie te włosy.Dłonie Edwardazaczęły ześlizgiwać się niespiesznie ku mojej szyi. Zadrżałam.Wstrzymał na moment oddech, ale jego dłonie nie przerwały swojejwędrówki i spoczęły na moich ramionach. Wreszcie, musnąwszy nosemobojczyk, oparł głowę na mojej piersi.Słuchał, jak bije mi serce.Westchnął.Niewiem, jak długo siedzieliśmy tak nieruchomo. Być może trwało to kilkagodzin. Tętno w końcu mi się uspokoiło, ale Edward ani razu się nieodezwał, ani nie zmienił pozycji. Byłam świadoma tego, że w każdejchwili może z nadmiaru wrażeń stracić nad sobą kontrolę, a wtedyprzypłacę chwile szczęścia życiem. Być może zadziałałby tak szybko, żenawet bym nie zauważyła. Mimo wszystko nadal nie odczuwałam strachu.Potrafiłam myśleć tylko o tym, że Edward mnie dotyka.Gdy wypuścił mnie z objęć, nie miałam jeszcze dosyć.Bił od niego spokój.- Następnym razem nie będzie już to takie trudne - oświadczył z satysfakcją w głosie.- Bardzo musiałeś ze sobą walczyć?- Myślałem, że będzie gorzej. A jak ty się czułaś?- Nie było źle. To znaczy, mnie nie było źle.Uśmiechnął się, słysząc to sprostowanie.- Wiesz, co mam na myśli.Teraz ja się uśmiechnęłam.- Zobacz. - Chwycił moją dłoń i przyłożył sobie do policzka. - Czujesz, jaki ciepły?Trudnomi jednak było skoncentrować się na temperaturze, bo właśnie po razpierwszy dotykałam jego twarzy. Było to coś, o czym marzyłam, odkąd gopoznałam.- Nie ruszaj się - szepnęłam.Edward umiał znieruchomieć jak nikt inny. W okamgnieniu zmienił się w marmurowy posąg.Starałam się obchodzić z nim jeszcze ostrożniej niż on ze mną.Pogładziłamgo po policzku, przejechałam opuszkiem palca po powiece, po sinychcieniach pod jego oczami. Zbadałam kształt idealnie zbudowanego nosa, apotem ust. Wargi Edwarda rozwarły się pod moim dotykiem i poczułam naskórze dłoni jego zimny oddech. Zapragnęłam przysunąć się bliżej, abynapawać się jego słodką wonią, więc opuściwszy rękę,cofnęłam się, żeby nie kusić losu.Otworzyłoczy i było w nich widać głód, nie przestraszyłam się jednak. Tylkomoje ciało zareagowało odruchowo: serce zaczęło bić szybciej, a mięśniesię napięły.- Żałuję - powiedział Edward cicho - żałuję, że niemożesz poczuć tego, co ja czuję. Tej złożoności targających mną emocji,tego zamętu, jaki mam w głowie.Powolnym ruchem odgarnął mi włosy z twarzy.- Opowiedz mi o tym.-Raczej nie potrafię. Mówiłem ci już, z jednej strony jest głód,pragnienie. Pożądam twojej krwi. To takie żałosne. Sądzę, że to akuratjesteś w stanie zrozumieć, przynajmniej do pewnego stopnia. Byłoby ciłatwiej - uśmiechnął się nieco zjadliwie - gdybyś była narkomanką czykimś takim.Ale to nie wszystko. - Dotknął palcami moich warg i znówprzeszedł mnie dreszcz. - Do tego dochodzą jeszcze inne pragnienia.Pragnienia, których nie znam i których nie rozumiem.- Cóż, istnieje możliwość, że wiem, o co ci chodzi, lepiej, niż ci się to wydaje.- Nie jestem przyzwyczajony do ludzkich odruchów. Często się tak czujesz?- Jak teraz przy tobie? - Przełknęłam ślinę. - Nie. To pierwszy raz.Ujął moje dłonie. Wydały mi się takie kruche w jego silnym uścisku.- Nie wiem, jak mam się zachowywać, gdy jestem tak blisko ciebie - przyznał. - Nie wiem, czy potrafię być tak blisko.Dającmu znać oczami, co zamierzam uczynić, pochyliłam się ostrożnie doprzodu i oparłam policzkiem o jego nagi tors. Milczał, słychać byłotylko jego oddech.- Tyle wystarczy - szepnęłam, zamykając oczy.Bardzo ludzkim gestem przycisnął mnie mocniej do siebie, wtulając jednocześnie twarz w moje włosy.- Dobrze ci idzie - zauważyłam.- Kryje się we mnie wiele człowieczych instynktów. Są schowane głęboko, ale gdzieś tam są.Zastygliśmytak znów na dłuższą chwilę. Chciałam, żeby to trwało wiecznie, izastanawiałam się, czy i on myśli podobnie. Po pewnym czasie zdałamsobie jednak sprawę, że słońce znika powoli za koronami drzew, a terzucają coraz dłuższe cienie.- Czas na ciebie.- A myślałam, że nie potrafisz czytać mi w myślach.- Coraz łatwiej mi zgadywać - odparł wesoło.Położył mi dłonie na ramionach i spojrzał prosto w oczy.- Czy mógłbym ci coś pokazać? - Nagle zrobił się podekscytowany.- Co takiego?-Pokazałbym ci, jak przemieszczam się po lesie, kiedy jestem sam. -Zauważył, że zrzedła mi mina. - Nie martw się, włos ci z głowy niespadnie, a zaoszczędzimy sporo czasu. - Obdarował mnie jednym ze swoichłobuzerskich uśmiechów, po których zawsze byłam bliska omdlenia.- Zamierzasz zamienić się w nietoperza? - spytałam podejrzliwie.Zaśmiał się głośniej niż kiedykolwiek.- I co jeszcze? Może w Batmana?- Tak się pytam. Skąd mam wiedzieć?- No dobra, tchórzu, koniec dyskusji. Wskakuj mi na plecy.Zawahałam się, myśląc, że żartuje, ale najwyraźniej mówił na serio.Widzącmoją reakcję, uśmiechnął się tylko i bezceremonialnie przyciągnął dosiebie. Serce zaczęło mi bić jak szalone - zdradzało wszystko, Edwardnie musiał umieć czytać mi w myślach. Bez najmniejszego trudu wsadziłmnie sobie na barana, pozostawało mi jedynie objąć go mocno nogami itak kurczowo uczepić się jego szyi, że każdy normalny człowiek na jegomiejscu by się udusił. Odniosłam wrażenie, że przytuliłam się do głazu.- Ważę trochę więcej niż przeciętny plecak - ostrzegłam.- Też mi coś! - prychnął, zapewne wywracając oczami. Jeszcze nigdy nie widziałam go w tak dobrym humorze.Nagle schwycił moją dłoń i przycisnął sobie do twarzy. Serce podskoczyło mi do gardła.- Idzie mi coraz lepiej - szepnął, biorąc kilka głębokich oddechów.Zrozumiałam, że Edwardowi chodzi o mój zapach.A potem, bez ostrzeżenia, puścił się biegiem.Jeśli kiedykolwiek wcześniej drżałam w jego obecności o swoje życie, było to niczym w porównaniu z tym, co czułam teraz.Pędziłniczym pocisk, niczym strzała, świadczyły o tym jednak tylko migającepo obu stronach pnie drzew. Moich uszu nie dochodził żaden dźwięk,który byłby dowodem na to, że stopy Edwarda w ogóle dotykają ziemi.Wydawał się wcale nie męczyć, nawet nie zaczął szybciej oddychać.Cudemmijał o milimetry kolejne przeszkody. Byłam tak przerażona, żezapomniałam zamknąć oczy, choć twarz smagał mi boleśnie chłodny, leśnywiatr. Czułam się tak, jakbym wystawiła głowę przez okno, lecącsamolotem, i po raz pierwszy w życiu marzyłam o zażyciu aviomarinu.Gdyjuż chciałam błagać o litość, Edward zatrzymał się raptownie. Powrót złąki, do której szliśmy całe przedpołudnie, zajął mu ledwie kilkanaścieminut.- Świetna zabawa, nieprawdaż? - wykrzyknął rozochocony.Czekał, aż z niego zejdę, ale nie mogłam się ruszyć. Ruszało się za to wszystko wokół mnie. A raczej wirowało.- Bello? - zaniepokoił się.- Chyba muszę się położyć - jęknęłam.- Oj, przepraszam. - Stał dalej nieruchomo, ale kończyny wciąż odmawiały mi posłuszeństwa.- Raczej sama nie dam rady - wyznałam.Zaśmiawszysię cicho, Edward delikatnie rozplątał moje dłonie zaciśnięte na jegoszyi - poddały się do razu. Następnie przesunął mnie sobie na brzuch,tuląc do siebie niczym małe dziecko, potrzymał tak przez chwilę, poczym ostrożnie położył na kępie paproci.- Jak się czujesz?Trudno mi to było ocenić, tak bardzo kręciło mi się w głowie.- Mam zawroty głowy.- To schowaj ją między kolana.Zastosowałamsię do tej rady i rzeczywiście trochę pomogło. Oddychałam powoli,starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, a mój towarzysz usiadłtuż obok. Po pewnym czasie poczułam się pewniej i wyprostowałam.Dzwoniło mi jeszcze tylko w uszach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz